Bullet Hell dla H.P. Lovecrafta. 20 Mintues Till Dawn.

20 Minutes Till Dawn nie jest jakoś specjalnie nowością. Sięgając do gry z wczesnego dostępu, mogliśmy mieć okazję ją przetestować przeszło już rok temu. Pod koniec roku miała swoją premierę, a przystępna cena około 20 zł zachęca do przetestowania. Długo się wahałem by sięgnąć po ten tytuł, mimo że nie można odmówić mu klimatu, warstwa wizualna wydawała mi się być nieczytelna, a osiągnięcia do zdobycia grinderskie i bardzo trudne – na przykład, pobicie gry na 15 poziomie trudności, co oznacza, że podczas niezliczonej liczby prób i błędów musimy pokonać grę na 14 poprzednich. Znowu, brak poszanowania czasu gracza, ale za to, można by powiedzieć, ile gry w grze za tak niewielką cenę! Niemniej na fali mojego uzależniania od gierek szybkich i łatwych sięgnąłem w końcu po ten tytuł, jako chyba 18 z kolei od początku zeszłego roku. Wiem, nie brzmi to dobrze.

Niestety, 20 Minutes Till Dawn pomimo szczerych chęci nie przypadło mi do gustu, właśnie z wyżej wymienionych względów. Przewodnia tematyka gry ociera się w bardzo lekki sposób o mitologie H.P. Lovecrafta, co w zasadzie powinno być dla instant buyerem, tak samo jak gra z zombie, niestety cała mitologiczna otoczka walczenia z kosmicznymi obcymi ze światów zewnętrznych zostaje spłycona przez dostępną nam menażerię bohaterów, a raczej bohaterek, gdyż wszystkie z dostępnych postaci to piękne panienki, stylizowane na anime. Ach strach pomyśleć co może powstać przy połączeniu uroczych, młodych zabójczyń potworów z wszechobecnymi mackami. A nie, przepraszam, to nie blog o takiej tematyce.

Nie mniej, w grze jest notorycznie ciemno, i choć ma to swoje odzwierciedlenia w mechanice – bo trafiamy zazwyczaj do tego co widzimy w zasięgu wzroku, to przyjdzie nam się mierzyć z grą gdzie 70% ekrany jest całkowicie czarna lub przyciemniona. Nie jest to najbardziej komfortowe z perspektyw obcowania z grą rozwiązanie. Tak samo wszystkie opisy zawarte w grze również są nieczytelne, bo pomijając pixelartową oprawę, są skąpane w dominującej kolorystyce czerni, bieli i czerwieni, a wszystkie te barwy, pomimo dużego kontrastu, zlewają się na ekranie. Gra jest po prostu nużąco wizualna.

Drugie co mnie drażni, choć jest to element, którym gra się niewątpliwie wyróżnia na tle konkurencji, jest mechanika celowania i strzelania klawiszem myszy. W sensie, główna broń nie posiada opcji autofire i musi być przeładowywana! O dziwo, również miecz i inna broń biała posiada tożsamą mechanikę. Bez sensu. Jest to bardzo męczące. Bo 20 minutowa w najlepszym wypadku rozgrywka, przeradza się w 20 minut clickera i czuje się jakbym grał w jakiegoś niedorozwiniętego hack’n’slasha katując myszkę atakami z palca. To jest to bug czy feature? Jeden rabin powie tak, drugi powie inaczej. Mnie zdecydowanie nie przypadło do gustu, zmęczyło i dyskwalifikuje to moje dłuższe obcowanie z grą. Po prostu, na przestrzeni ogrywania innych 15 tytułów przyzwyczaiłem się do leniwego automatycznego ataku, co pozwala mi na skupianiu się na omijaniu zastępów szarżujących wrogów. W prawdzie dotyczy to tylko głównej broni, ale bez jej używania nigdzie nie zajdziemy opierając się jedynie na pobocznych umiejętnościach.

Poza tym całkiem standardowo. Otrzymujemy do dyspozycji 13 postaci, 11 głównych broni, 24 pasywnych umiejętności metapostępu, 3 plansze rozgrywki i niepoliczoną przeze mnie ilość synergii i umiejętności dodatkowych, których jednak wydaje się nie być zbyt wiele, bo ciągle otrzymywałem 10 tych samych. W ramach customizacji rozgrywki jest co odblokowywać, ale kosztem ogromnego grindu. Rozgrywka należy do standardowych, uciekamy i masakrujemy fale wrogów, starając się przeżyć i zdobyć jak najwięcej doświadczenia, które przełoży się na kolejne poziomy i umiejętności. Co jakiś interwał czasowy pojawia się miniboss, a wytrwać musimy 20 minut. Licznik odlicza czas niemożebnie powoli i wydaje się, że 20 minut w grze trwa więcej niż w rzeczywistości.

Nie pograłem za wiele, chciałbym ten tytuł lubić, ale już wiem że będę miał z nim ciężką relację, grając jedynie sporadycznie. Z drugiej strony grze nie można odmówić uroku, pomysłu na siebie, pewnej dozy oryginalności, która nie do końca zagrała w praktyce. I jakoś wchodzi mi to na ambicje, żeby próbować, bo mam wrażenie, że odnoszę się do tego tytuł trochę zbyt surowo.

Wniosek jednak nasuwa mi się jeden, gram ostatnio tylko w vampire survivors-like/ rogulike/ bullet hell i to jest chyba doskonały moment by zakupić Steam Decka wprost stworzonego do tego typu gier.

Dodaj komentarz