Dark Souls 2. Wpis Jubileuszowy.

z dniem 13 marca 2024 Dark Souls 2 ma już 10 lat. To piękny i okrągły jubileusz, który zasługuje na jakiś wpis wspominkowy. Kolejny wpis, bo o Dark Souls 2 pisaliśmy już niejednokrotnie. Jestem entuzjastą tego tytułu i uważam, że nazywanie go najgorszym z soulsów jest stanowczo krzywdzące. To w dalszym ciągu istotna część serii, a naśladowcy często nie zbliżają się nawet jej poziomu, mimo że powszechnie jest uznawany za najsłabszą odsłonę. Ja zdecydowanie się nie zgadzam. Dark Souls 2 jest po prostu inne od perfekcyjnej części pierwszej, której dorównać nie potrafił żaden kolejny następca. Dark Souls 2 jest nowatorskie i posiada liczne mechaniki, które już nigdy nie zostały powtórzone. A pisałem o tym w niniejszym artykule rok temu. To, że ich nie ma zapewne nasuwa wnioski, że były złe, a może po prostu nie pasowały do wizji mistrza Miyazakiego? Inne, nie znaczy gorsze. Jakby Dark Souls 2 nie było oceniane, chciałem tylko podkreślić, że uważam się za obrońcę tego tytułu i ilekroć widzę jakąś dyskusję szkalująca tytuł z którym sympatyzuję, to próbuje brać ofiarę w obronę. Paradoksalnie spędziłem w tej odsłonie najwięcej godzin, ale to pewnie przez to że ogrywałem ten tytuł kilkunastokrotnie ze względu na podział na DS2 oraz DS2 Scholar of the First Sin, czyli wersje kompletną. W końcu podwójna platyna sama się nie zrobi, prawda? Bywało trudno, ale niczego nie żałuję. Podejrzewam, że tą historią chwaliłem się już nieraz.

O czym dzisiaj jednak chciałem napisać to unikatowa mechanika znikających przeciwników, po tym jak zostaną unicestwieni około 10 – 12 razy. Zapewne pierwszym zarzutem w stosunku do tej mechaniki będzie, że jest po prostu nietrafiona, z racji że podważa pryncypialne założenie soulsów. To nie jest hack ‚n’ slash, gdzie radośnie czyścimy mapę z wszystkich przeciwników stojących nam na drodze. Przeciwnicy w soulsach ćwiczą naszą cierpliwość w mozolnej drodze do bossa danej lokacji, głównie przeszkadzając w eksploracji, a kiedy tą cierpliwość już stracimy, surową każą naszą nieuwagę. I tak jest we wszystkich grach od studia From Software za wyjątkiem Dark Souls 2. Wniosek z tego taki, że ta mechanika ma na celu ułatwienie przygody, a przecież hardkorowy i prawilny fan i weteran soulsów nie może zgodzić się na żadne ułatwienia, bo granie ma sens tylko w grę trudną albo jeszcze trudniejszą, przez celowe pozbawianie się poszczególnych mechanik, jak uniki, tarcze czy leczenia. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej i sceny challenge runnerów. Znikający przeciwnicy owszem ułatwiają rozgrywkę kiedy jest ich mniej na mapie, a warto wspomnieć, że Dark Souls 2 słynie z zatrzęsienia przeciwników na mapach, często niepotrzebnie idąc na sztuczne ponoszenie poziomu trudności, stawiając na ilość, a nie na jakość. Tą niechlubną ideę powtórzył Elden Ring, ale możemy to zrzucić na kanwę idei otwartego świata. W każdym bądź razie, aby ułatwić sobie grę przez czyszczenie mapy, trzeba to uczynić z co najmniej 10 razy, oznacza to że wspomniane ułatwienie nie będzie proste do zdobycia, a wymaga tony grindu, samozaparcia i cierpliwości, czyli ogólnie rzecz biorąc nie każdemu będzie dane. Idź, pokonaj wszystkich możliwych przeciwników stojących ci na drodzę, odpocznij przy ognisku, poczekaj aż się zresetują i powtórz 10 razy. Stanowi to wyzwanie samo w sobie, bo zakładam, że Ci którzy podjęli wyzwanie Clear the Drangleic już mają rozłożoną grę na czynniki pierwsze i bieganie zygzakiem między zwykłymi mobami nie sprawia im najmniejszego problemu w drodze do bossa, którego pokonują gołymi pięściami.

Tak, Clear the Drangleic to doświadczenie, jakiego nie dostarczy nam żaden inny souls. Ideą tego wyzwania, polegającego tylko i wyłącznie na cierpliwości i utrzymywaniu świadomości czyt. nie zwariowaniu, jest wyczyszczenie całej krainy z przeciwników i generalnie wszystkiego co żyje i się rusza. Jeśli nam się to uda, nagrody nie będzie żadnej, poza wątpliwą satysfakcją, nie mniej dopiero kiedy tego dokonany zobaczymy prawdziwie wymarły świat, tak fundamentalny dla kreacji każdej z souslowych krain. Świat w którym nie ma żadnego, nawet nieumarłego przeciwnika, a my jako samotny bohater na skraju szaleństwa będziemy przemierzać te puste korytarze zamków, świątyń i lochów, a także prowadzących do nich lasów, bagien i kanałów. Dark Souls 2 będzie wyglądał wtedy jak deweloperska wersja gry, pozbawiona w zasadzie zagrożenia, gdzie naszym jednym przeciwnikiem będzie grawitacja. A do tego tak wszechogarniająca pustka i brak nawet ścieżki dźwiękowej. Jest w tym coś magicznego. Czy warto to robić? Zapewne nie, ale są ludzie którzy mają tyle cierpliwości, żeby tego dokonać. Sam kiedyś próbowałem, ale odpadłem z nudów na etapie ósmego czyszczenia Kniei Gigantów, a przecież to dopiero pierwsza z licznych lokacji tego największego z soulsów.

I wiecie jeszcze za co podziwiam Dark Souls 2? Za to że można wywrócić do góry nogami cały koncept opisany powyżej i użyć odwrotnej mechaniki, polegającej na rozpalaniu ognisk, w efekcie czego poziom trudności przeskakuje na skalowanie z kolejnego cyku nowej gry+, a ta powoduje – tu również unikalna mechanika, że przeciwników jest więcej, a część z nich objawia się w postaci trudniejszych, czerwonych fantomów. Ognisko możemy rozpalić maksymalnie do poziomu 9 grając na takim poziomie gwarantuje wam, że ani Drangleic nigdy nie stanie się opustoszałe, ani wy nigdy nie będziecie się nudzić.

I dlatego Dark Souls 2 jest piękne i oryginalne. Bo daje możliwości.

P.S. I wiecie co jest jeszcze piękne? Że ostatnio, przy okazji premiery trailera do nachodzącego DLC do Elden Ring, Miyazaki stwierdził, że Dark Souls 2 jest integralną częścią serii i bez eksperymentów, które zostały tam przeprowadzone, Elden Ring nie wyglądałby tak jak obecnie. Także, należy mu się szacunek.

Dodaj komentarz